Świadectwo pielgrzymowania
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie potrzebowałem dużo czasu na podjęcie decyzji, czy aby na pewno chcę jechać, a właściwie iść na pielgrzymkę. To była raczej szybka decyzja, której absolutnie NIE żałuję. Czasami takie "spontany" są najlepsze.
W pielgrzymce (co podkreślał na spotkaniu przedpielrzymkowym ks. Marcin Wolanin) najważniejsza jest intencja. Jak najbardziej się z tym zgadzam. I to dla tej, a właściwie tych intencji dzielnie poszedłem w stronę Jasnej Góry. Jednak są również inne "atrakcje" o ile można to tak nazwać. Bardzo mi się podobała atmosfera, tworzona przez organizatorów. Jestem niesamowicie zaskoczony polską gościnnością i bezinteresownością ludzi, którzy przyjmowali nas do swoich domów. Nie ukrywam, że po całym dniu chodzenia myślałem o kąpieli oraz opatrzeniu moich spuchniętych stóp. Nawiązując do gospodarzy, zauważyłem że wielu z nich łatwo się przed nami "otwierało". Jest to znak, że ludzie, postrzegają nas pielgrzymów - chrześcijan jako ludzi godnych zaufania. Bardzo nas szanowali, bardzo o nas dbali, byli troskliwi. Bardzo miłe były również pozdrowienia przesyłane pielgrzymom przez kierowców oraz lokalnych mieszkańców. Praktycznie każdy do nas machał lub też częstował czym tylko mógł. Nawet kubek kompotu nabierał niesamowitej wartości na trasie. Warto również podkreślić, że na pielgrzymki chodzą naprawdę fajni i wartościowi ludzie. Ja poznałem bardzo sympatyczne i inteligentne osoby, co również wpłynęło na moje lepsze samopoczucie w grupie, gdzie tak dobrze się czułem. Z każdym starałem zamienić się kilka zdań, każdy był wobec mnie uprzejmy i pomocny. Tej uprzejmości słowa nie opiszą, to trzeba po prostu przeżyć, a właściwie przejść. Co więcej, chciałbym pochwalić aspekt organizacyjny pielgrzymki. Z punktu widzenia mojego jako pielgrzyma, nie było wpadek ani jakiś niedociągnięć. Były służby dbające o zdrowie pielgrzymów, odpowiednio rozplanowane postoje, co jest również bardzo ważne. Na słowa uznania zasługują także księża i klerycy, których śmiało mogłem pytać, właściwie o co chciałem, i zawsze uzyskiwałem satysfakcjonującą mnie odpowiedź. Ich posługa naprawdę była doceniana przez pielgrzymów. Ja znalazłem odpowiedź na te pytania, które mnie "męczyły" od dłuższego czasu.
Jak już wcześniej powiedziałem, w pielgrzymce liczy się intencja oraz aspekt duchowy. Podobno niektórzy na pielgrzymce szukają żony, męża czy po prostu dziewczyny. Osobiście nie potępiam tego, przecież jesteśmy ludźmi i każdy ma prawo do szukania drugiej połówki. Dla mnie jednak najważniejsza była intencja, którą zaniosłem Matce Boskiej. Podobały mi się bardzo konferencje, które niewątpliwie pogłębiły moją wiedzę i wiarę. Jestem również zadowolony ze wspólnej modlitwy, która moim zdaniem dla każdego wiele znaczyła. Dzięki pielgrzymce naprawdę się dowartościowałem i zrozumiałem wiele rzeczy, których wcześniej nie potrafiłem zrozumieć. Zdecydowanie rozwinąłem swoją wiarę, która chyba niestety stała w miejscu przez ostatnie lata. Cały czas mi czegoś brakowało, myślę więc, że pielgrzymka częściowo te braki uzupełniła. Nadal uważam, że moja wiara jest słaba, ale na pewno silniejsza niż była. Z każdej konferencji starałem się wyciągnąć choć jedno zdanie, które było dla mnie bardzo ważne. Na pielgrzymce dowiedziałem się, że istnieje ktoś taki jak ks. Pawlukiewicz, którego konferencji słucham będąc w domu. Jest to niewątpliwie cenna lekcja i wartościowa wiedza dotyczącą życia. Czasem bardziej sobie cenię ludzi życiowych od tych inteligentnych, dlatego cieszę się, że na pielgrzymce "poznałem" ks. Pawlukiewicza.
Jestem bardzo podbudowany postawą swoją, jak i wielu moich kolegów i koleżanek, a właściwie braci i sióstr. Pielgrzymka to ciągła walka ze swoimi słabościami, bólami, odciskami i pęcherzami. Bardzo dobrze pamiętam mojego spuchniętego palca, który wielokrotnie do mnie mówił "daj spokój, podjedźmy kawałek". Ja jednak szedłem, powiedziałem sobie, że nie ma takiej opcji aby jechać. Jazda do ostateczność, oznaka słabości przed grupą, a przede wszystkim samym sobą. Maszerujemy z bólem, aby przed Matką Boską stanąć godnie, pełnymi satysfakcji. Idąc do Częstochowy każdy chce dojść. Oczywiście nie każdemu zdrowie zawsze pozwoli. Jednak jest coś niesamowitego, kiedy po kilkunastu dniach maszerowania pielgrzym staje przed zieloną tablicą z napisem CZĘSTOCHOWA. Słowa tego uczucia nie opiszą. Podobnie jest przed Jasną Górą i przed obrazem Najświętszej Panienki. Wówczas pielgrzym wie, że zrobił coś niesamowitego. Przeszedłem ponad 200 km i jestem tutaj, osiągnąłem cel, podołałem, UDAŁO SIĘ! Jednak sama wędrówka to tylko symbol, bo tak naprawdę najważniejsze jest to, jaka intencja gości w naszych sercach. Ale na intencji się nie może zakończyć. Dla mnie pielgrzymka to początek. Początek podejmowania działań, które sprawią, że moja intencja się spełni. Matka Boska zna moje tajemnice i pragnienia, zna je doskonale, nawet gdybym nie szedł na Jasną Górę. Teraz muszę pracować nad sobą. Muszę dużo pracować. Na pielgrzymce nic się nie kończy, ona jest ogromnym wysiłkiem, który ma nas pchnąć do dalszej pracy i pogłębiania wiary. Ja na pielgrzymce odnalazłem siłę, której mi brakowało. Brakowało mi także uśmiechu i radości, o który sie tyle modliłem. Modlitwa ta została wysłuchana (przynajmniej na razie). Mam nadzieję, że wiedza z pielgrzymki zostanie na długo w moim sercu. Biskup Dajczak powiedział "zawieźcie swoje świadectwo bliskim". Dużo rozmawiam z rodziną, dzielę się wrażeniami, staram się przekazać pielgrzymkową wiedzę. To jest właśnie moje świadectwo, za które bardzo dziękuję Panu Bogu. Oby moja postawa się utrzymywała jak najdłużej i stawała się coraz lepsza. BÓG ZAPŁAĆ !!!