Refleksja poranna – pielgrzym nie potrzebuje dużo snu. Serio. Po ciężkim etapie można było pospać do godziny siódmej! Na pielgrzymce rzecz rzadko spotykana. Szósta rano zastała już wielu przy kawie, niemal już gotowych do drogi.
Dziś wspominamy św. Edytę Benedyktę od Krzyża – Żydówkę, ateistkę, filozofkę, męczennicę, świętą. To ona, jako filozof poszukując prawdy, odnalazła ją w Jezusie Chrystusie – powiedział w swej homilii ks. Mateusz. Odkryła tajemnicę Krzyża, w nim była najbardziej zjednoczona z Panem. Wiedziała, że i ona doświadczy krzyża, co też się stało w KL Auschwitz, gdzie została zagazowana 9 sierpnia 1942 r. Chcę też odkrywać tajemnicę chrztu św. – mówił dalej. Ona wprowadza nas w oblubieńczą miłość Boga. To jest powołanie chrześcijanina. Jako kapłan siebie właśnie najbardziej oddaje Chrystusowi w kapłaństwie, tak jak małżonkowie oddani są sobie w małżeństwie. Św. Teresa szukała prawdy, my też jej szukamy, chcemy odkrywać tajemnicę Krzyża. Św. Tereso, dziękujemy ci za dar zjednoczenia z Bogiem, wskazanie nam drogi do całkowitego oddania Panu – zakończył ks. Mateusz.
Po Mszy św. w pięknym kościółku w Koźminku ks. proboszcz zaprosił wszystkich na śniadanie przygotowane przez parafian. Odwołując się do koloru dzisiejszych szat liturgicznych, zauważył, że czerwień jest kolorem dojrzałej miłości. Miłość tę widział w naszej postawie i prosił o trwanie przy Chrystusie dziś, gdy staje się to coraz trudniejsze. Co istotne, zwrócił uwagę na ogrom pracy, jaki w przygotowanie pielgrzymki wkłada jej kierownictwo, które już w maju objeżdża całą trasę, szukając noclegów i posiłków dla pielgrzymów.
Piątek, a więc szczególnie trwamy przy krzyżu, dlatego w dzisiejszym pielgrzymowaniu dominowały pieśni wielkopostne i odniesienia do krzyża.
Dzisiejszy etap był taki… wytchnieniowy, zaledwie 20 km, jednak w słońcu, które właśnie sobie o nas przypomniało. Ale pyszny kompot i herbata ze świeżej mięty w Oszczeklinie dodały energii, by dotrzeć do Stawu (miejscowości, nie zbiornika wodnego, co dla większości zapewne byłoby spełnieniem marzeń 😉). A w Stawie – tradycja, przepyszny, przeróżnorodny, przeobfity obiad (jak tu zachować ducha pokuty?). A więc wciąż idziemy, jemy, dziękujemy. I mimo wysiłku i zmęczenia – tyjemy.
Do Błaszek doszliśmy już o 17.00, więc czasu na prysznic, odpoczynek czy telefony do domu było aż nadto. Po apelu szybko w śpiworki – jutro wracamy do pielgrzymkowego rytmu – wymarsz godz. 6.00